• Strona Główna
  • O mnie
  • Podróże
    • CHORWACJA
    • Grecja
    • Holandia
    • Niemcy
    • Polska
    • Włochy
    • Wyspy Kanaryjskie
  • Książki
  • Macierzyństwo
  • Związek
  • Uroda
  • Bieganie
  • Moim Zdaniem
  • Strona Główna
  • O mnie
  • Podróże
    • CHORWACJA
    • Grecja
    • Holandia
    • Niemcy
    • Polska
    • Włochy
    • Wyspy Kanaryjskie
  • Książki
  • Macierzyństwo
  • Związek
  • Uroda
  • Bieganie
  • Moim Zdaniem
CO ZROBIĆ, ABY MOJE DZIECKO POKOCHAŁO KSIĄŻKI?
14 marca 2018

O nieskończonych zaletach czytania dzieciom wiemy wszyscy. Generalnie każdy rodzic jest przekonany, że fajnie by było, gdyby jego pociecha lubiła książki. I tu pojawia się problem, dla większości z nas, zdawałoby się, nie do przeskoczenia. No bo dzieci zwyczajnie nie chcą czytać. Uciekają na sam widok książki, a w najlepszym wypadku po kilku minutach od posadzenia ich przy lekturze. Kolejne próby kończą się w ten sam sposób, a nawet odnosimy wrażenie, jakby problem się pogłębiał. My się frustrujemy, w końcu złościmy, by ostatecznie ogłosić kapitulację i wywiesić usprawiedliwiające hasło: „Moje dziecko po prostu nie lubi książek. Takie już jest.” lub z dopiskiem: „Taki ma charakter”. Dyskomfort psychiczny pozostaje, ale sprawę uznajemy za zamkniętą.

Spokojnie, wszystko jest do ogarnięcia, tylko trzeba wiedzieć, jak. Przede wszystkim to Ty musisz być pewna, że czytanie to super sprawa. Nikt nie przekona dziecka do czegoś, do czego sam nie jest przekonany.

Punkt wyjścia to wiek naszego dziecka. Inaczej będziemy się starać oddziaływać na maluszka, który dopiero zaczyna mówić i z którym spędzamy niemal cały dzień, inaczej na ruchliwego i niecierpliwego przedszkolaka, inaczej w końcu na dziesięciolatka. I tutaj ważna rzecz: do książek warto zachęcać dziecko bez względu na to, ile ma lat. Nigdy nie jest za późno na uczynienie z dziecka miłośnika czytania!!! Jak zatem zabrać się do tematu? Oto siedem patentów, które pomoga Ci uczynić z Twojego dziecka czytelnika:

 

 PO PIERWSZE

Spraw, aby czytanie kojarzyło się dziecku z czymś miłym.

Co będzie, jeżeli zawołasz swojego malca bądź starszaka: „Chodź,  teraz będę ci czytać!”? Przybiegnie podskakując z radości? Jasne, że nie! Starsze ucieknie na drugi koniec domu, jeszcze starsze popuka się w głowę, ewentualnie może jakiś brzdąc, który nie posiada jeszcze zapisanego negatywnego obrazu książek, przyjdzie do ciebie i okaże zainteresowanie. Nie ma  wątpliwości, że dla przytłaczającej większości naszego społeczeństwa czytanie posiada negatywne konotacje. Uprzedzenia te przekazywane są w posagu kolejnym pokoleniom niczym jakaś choroba. Dzieci, które zetknęły sie już z takimi wyobrażeniami odnośnie czytania, trudniej będzie przekonać o jego atrakcyjności.

Ważne, aby sprawić, żeby chwile z książką stały się jednymi z najprzyjemniejszych momentów dnia. Kiedy podczas czytania dzieje się nie tylko samo czytanie, ale też – a może przede wszystkim –  tyyyyle innych, bardzo ważnych rzeczy: głaskanie, pieszczoty, rozmowy, prawdziwe bycie razem – żadne dziecko nie odmówi kolejnej strony książki. Czytaniu dzieciom powinien towarzyszyć dotyk. Czas z lekturą to ma być czas dla Was – dla Ciebie i dla niego. Czas, kiedy Ty nie odbierasz telefonów, przytulasz, kiedy ono słyszy Twój głos mówiący tylko do niego.

Czytanie nie służy samemu czytaniu. Najważniejsze, co z niego może dziecko wyciągnąć, to właśnie twoja bliskość.

To jest dla dziecka najcenniejsze, na to panuje w dzisiejszych zwariowanych czasach największy deficyt.

Najważniejsze, aby uczynić z czytania sielankę, wywołując w dziecku jak najbardziej pozytywne skojarzenia z nim związane. Kiedy zapiszemy w urwisach wzór: KSIĄŻKA = SUPER CHWILE Z MAMĄ/TATĄ, wtedy mamy już praktycznie ugotowanego czytelnika. Początkowo nie kładźmy nacisku na samą lekturę, tylko na bycie z dzieckiem. Z biegiem czasu w sposób naturalny wszystko się wyrówna i dziecko  zacznie czerpać z tekstu, który mu będziemy czytać.

 

 

PO DRUGIE

Bądź elastyczna i pełna zrozumienia dla indywidualności i natury swojego dziecka.

Co to oznacza? Wyobraźmy sobie, że pełna zapału i entuzjazmu mama bierze swojego brzdąca na kolana i otwiera książkę. Maluch uważnie słucha, jednak tylko przez pierwszych kilka minut. Po tym krótkim czasie nonszalancko zostawia zdruzgotaną rodzicielkę  na kanapie, a sam idzie się bawić. Sfrustrowana kobieta nie wie, co robić i w konsekwencji odkłada książkę. Bardzo powszechny „problem”. W rzeczywistości podobne sytuacje problemami wcale nie są. To tylko przejaw aktywności dziecka. Uwidaczniają jednak to, jak niewiele my, rodzice, wiemy o dziecięcej naturze. Staramy się dostosować pociechę do świata dorosłych, podczas gdy to nasz świat powinien schylać się i naginać dla dzieci. Które  dziecko w wieku okołoprzedszkolnym, szczególnie jeśli jest to temperamentny chłopiec, jest w stanie usiedzieć przez dwadzieścia minut bez ruchu? Może tego dokonać dorosły lub dopiero starsze dziecko.

Pozwólmy więc naszym dzieciom pozostać dziećmi.

Bądźmy elastyczni, niech maluch sobie wędruje, buduje z klocków, wyjmuje autka czy lalki. Zasłyszany tekst wzbogaci jego słownictwo. Będzie to stanowić po prostu jeden z etapów przyzwyczajania malca do czytania.

Sama o tym jako początkująca mama nie wiedziałam. Nie wiedziała też moja znajoma, która pewnego dnia wybrała się do przedszkola swojej starszej córki w ramach akcji czytania dzieciom przez rodziców. Wzięła ze sobą bardzo ciekawą i pełną humoru „Księżniczkę Koronkę i Księcia Hafcika”. Panie zgromadziły dzieciaki w kole na dywaniku obok niej i znajoma zaczęła czytać. Dokładnie po kilku minutach wdało sie gwałtowne rozprężenie, przedszkolaki wierciły się, część z nich wyrażała przemożną chęć udania się w kierunku zabawek, czego panie im surowo zabraniały. W rezultacie bardzo szybko całe wydarzenie stało się wyjątkowo nieprzyjemne dla czytającej mamy i dla nich. Wszyscy sie męczyli. Jedna z pań zasugerowała mojej znajomej, że dokonała wyboru nieco za trudnej, jak na możliwości czterolatków, lektury. Moja Werka w wieku trzech lat znała „Księżniczkę Koronkę…” niemal na pamięć, więc gdy znajoma opowiedziała mi o teorii pani przedszkolanki, zupełnie zdębiałam. Rozumiem, ze zdecydowana większość tych dzieciaków niekoniecznie była przyzwyczajona do czytania. Ale to nie o książkę w tym wypadku chodziło, a o sposób, w jaki kazano maluchom słuchać bajki. Wystarczyło wtedy pozwolić dzieciakom robić, co chcą. Iść się pobawić, tylko bez hałasu. W tle słyszałyby tekst, być może od czasu do czasu podeszłyby z zaciekawieniem obejrzeć ilustracje. Gdy zaczęto je  przymuszać do siedzenia i słuchania,  uzyskano efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego. Próby przekonania najmłodszych do książek nie powiodą się, jeśli będziemy to robić na siłę lub – nie daj Boże – stawiając książkę w opozycji do zabawy stanowiącej przecież ulubioną aktywność dziecka.

 

 

PO TRZECIE

Sama bądź przykładem.

Czyli po prostu czytaj.

Dzieci są najlepszymi obserwatorami i powielaczami. Są także zdumiewająco pozbawione naiwności. Czerpią z nas niczym gąbka chłonie wodę. Dlatego jeżeli kochasz książki, masz z górki. Twoje dziecko widzi Cię przy lekturze, w Twoim domu znajduje się ich dużo  i zajmują one w nim ważne miejsce – masz z górki. Synek lub córka wyniosą to z domu, dostaną w genach, wypiją z mlekiem matki. Jednym słowem będziesz bardziej przekonująca w tym, co robisz.

Kiedy jednak sama nie przepadałaś dotąd za czytaniem… przepadniesz na pewno! Po prostu zacznij czytać swojemu dziecku. Zacznij mu czytać! Postaraj się, aby w Waszym domu przybywało książek, choćby tylko tych dla dzieci. Niech będą łatwo dostępne i niech dzieci widzą, że są to rzeczy ważne. Fajnie, gdyby każdemu nowemu zakupowi towarzyszył entuzjazm z Waszej (rodziców) strony.

 

 

PO CZWARTE

Wybieraj dla dziecka książki ładne i superowe

Wyróżniłam te dwa przymiotniki, aby podkreślić, jak ogromne znaczenie ma również to, co czytamy dziecku. Jasne, z początku wcale nie musimy skupiać się na samym czytaniu, lecz na tworzeniu pozytywnych skojarzeń z nim związanych. Jednak jeśli dziecko dojrzeje już do relacji z książką, bardzo ważne jest, co też ona z sobą dla niego niesie. Rany, z resztą od początku nie jest to bez znaczenia! Nie chcemy przecież skrzywdzić dziecka czytaniem mu rzeczy nudnych, głupich czy brzydkich.

Jeśli już czytamy, to wiadomo – to, co najlepsze i najfajniejsze.

Co sprawia, że książka jest superowa? Przede wszystkim to, że nie jest nudna!!! Och, do dziś pamiętam jedną z moich pierwszych samodzielnie przeczytanych lektur szkolnych. To był „Anaruk, chłopiec z Grenlandii”. Jezuuuuuuu, kto dopuścił, aby tak koszmarnie beznadziejna książka miała kontakt z dziećmi?! Choć od najmłodszych lat czytano mi naprawdę wiele, przymusowe chwile z Anarukiem mogły poważnie zagrozić moim dobrym relacjom z książkami. A co, jeśli tak nudna lektura przytrafi się nieszczęśnikowi, który po raz pierwszy sięga po książki? Oooo zgrozo!!! Nic dziwnego, że mamy wśród najmłodszych oraz młodzieży tak niechętny stosunek do literatury, skoro wystawiamy ich wrodzone dobre gusta na tak ciężką próbę, racząc ich „perełkami” w stylu „Anaruka…”.

Drugą ważną rzeczą, o jakiej wypadałoby pamiętać wybierając książkę dla dzieci, jest jej wygląd. Tak! Najmłodsi dużą wagę przykładają do efektów wizualnych. Nie wyobrażacie sobie chyba, że kilkulatkowi mogłaby się spodobać opowieść bez obrazków?! Mało tego: bez ślicznych obrazków! Bez kolorowej okładki! Sam tekst! Ufff, odstręczające. Malec, który nie umie jeszcze długo i wytrwale słuchać, zajmuje się podczas czytania  oglądaniem ilustracji. Rysunki, poza uatrakcyjnianiem lektury, rozwijają estetykę dziecka oraz bywa, że dopowiadają i pomagają zrozumieć tekst – na tym etapie jeszcze bez krępowania wyobraźni dziecka.

 

 

PO PIĄTE

Bądź cierpliwa, systematyczna i konsekwentna.

Proste. Tak jak jest ze wszystkim. Jeśli dziecko (czy kogokolwiek) czegoś uczymy, nie możemy tego robić z doskoku, z przerwami, co jakiś czas, raz na miesiąc czy tydzień. Bo się zwyczajnie  nie uda.

Bez regularności i konsekwencji nie osiągniemy sukcesu. Życie…

Dlatego, jeśli otwierasz z dziećmi książkę tylko w weekend, bo wtedy masz czas, masz posprzątane itede, lub podczas urlopu, lub gdy zachoruje i akurat nie pójdzie na tańce czy piłkę, nie licz na efekty.

Gdy coś lubimy robić, wówczas robimy to często, stale, czyż nie?

 

 

PO SZÓSTE

Bądź dobrą aktorką.

O co chodzi? Spieszę z wyjaśnieniami. Czy uważasz, że twoje dziecko porwie historia spuszczenia łomotu kilku bandytom przez Pippi Pończoszankę, kiedy będziesz mu ją czytała tonem cioci Gieni dyktującej przepis na ogórki kiszone? Chociaż w zasadzie ciocia Gienia robi to prawdopodobnie z większą pasją, niż niektórzy czytają – tfu – przepraszam: literują opowieści dla dzieci.

Literatura dziecięca jest bardziej ambitna niż 50 procent pozycji dla dorosłych i dlatego wymaga od czytelnika inteligencji, która objawia się w rozumnym i właściwym odczytaniu tekstu. A jak powinno się czytać opis dnia, w którym Lotta wstała lewą nogą i pocięła nożyczkami sweter, jeśli nie z uwzględnieniem wszystkich wrzasków małej łobuziary, przeplecionych przezabawnym pobłażliwym : „Chyba Lotę boli głowa” cioci Berg? Jak powinno się czytać przewspaniałą „Lokomotywę” Tuwima, jeśli nie udając na początku ciężką tłustą oliwę, by w końcu stać się pędzącą, buchającą i rozdygotaną kolubrynofraszkoigraszką? Toż to grzech przeczytać to arcydzieło tonem proboszcza na kazaniu w Koziej Wólce. Żaden z genialnych dziecięcych tekstów nie sprawdzi się bez naszej – czytających rodziców – wielkiej roli.

I nie mówcie tylko, że wymagam Bóg wie czego! O nie! Nie wymyślam niemożliwego. Ja sama od zawsze miałam ogromne problemy z wystąpieniami publicznymi, przez co kiepściłam wszystko, co starałam się pięknie zadeklamować. Jeszcze na studiach na zajęciach z emisji głosu chowałam sie po kątach, aby jakimś cudem ominęła mnie kolejka w bulgotaniu czy innych językowo – fonetycznych cyrkach. Ledwo zaliczyłam recytację „Lokomotywy”!

Aaaaaleeeeee, kiedy zostałam mamą, odkryłam w sobie, bardzo głęboko ukryte, pokłady talentu aktorskiego. I teraz nikt nie czyta „Lokomotywy” lepiej ode mnie! Wiecie, jak Tośka piszczy z zachwytu, gdy „bucham: buch! buch!”?! Ha!

Dlatego prośba:

miejcie szacunek do arcydzieł mistrzów pióra i do swoich wspaniałych dzieci i powrzeszczcie, gdzie trzeba, popłaczcie, syknijcie, zakwaczcie. Czytanie to przecież świetna zabawa!

 

 

 

PO SIÓDME

Wyrzuć z domu telewizor!

Uuups! No to klaps! Przykro mi, ale tutaj będę wredna i bezwzględna. Bo gwarantuję tu z tego zaszczytnego miejsca, że

żadna książka nie wygra u normalnego dziecka z telewizją!

A co ta ostatnia zrobi z jego mózgu? Szambo! Jeśli dziecko przyzwyczajone zostało do nieustannego oglądania telewizjii, to żadna rodzicielska książkowa kontrofensywa nie przebiegnie bez komplikacji. Trzeba się bardzo starać, bo  – nie bądźmy głupi: książka przegrywa u przeciętnego dziecka (ha, a u dorosłych może nie?) z telewizją! Ta ostatnia jest łatwa, kolorowa, rozkrzyczana, przykuwa uwagę i jak narkotyk nie pozwala się oderwać od pięknie opakowanej pustki, którą oferuje.

Młody człowiek, przyzwyczajony do tak intensywnego ładunku bodźców, z kulejącą koncentracją, miałby teraz z łatwością wysiedzieć przy książce, która wymaga wysiłku intelektualnego, uruchomienia wyobraźni i innych jeszcze stref w główce, dotąd zakurzonych i zaczadzonych przez odmóźdżające godziny nicnierobienia? No way!

 

 

PODSUMOWUJĄC…

Generalnie będę na tym blogu kontestować konsumpcjonizm i związaną z nim szpetną, perfidną reklamę. Jednak fakt, iż w życiu wiele rzeczy sprowadza się do mechanizmu: zareklamować – sprzedać – zarobić, pozostaje faktem. Posłużmy się nim w dobrej sprawie: w sprawie rozwoju czytelnictwa wśród naszych dzieci. Książki powinniśmy  reklamować, czyli podawać w ładnym opakowaniu. Tekst także powinniśmy reklamować, czyli podawać tak, aby maluchom się podobał. Czasu z książką nie trzeba reklamować – ten sprzeda się sam jako idealna odpowiedź na naturalną i podstawową potrzebę dziecka, potrzebę bliskości i uwagi. I jeszcze jedno. Serwowane dzieciom teksty o tym, ile to mądrości i pożytku kryje się w poezji i prozie, będą skuteczną anty – reklamą książek. Czy nasze dzieci chcą robić w trakcie swojego dzieciństwa coś pożytecznego i mądrego???!!!! Nie! One chcą się bawić! Zapamiętaj zatem, drogi Rodzicu, że książki to nie lektura szkolna, ale fantastyczna ZABAWA!

 

Zdjęcia: żródło

Włożyłam w ten tekst wiele czasu i pracy, więc będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz tutaj po sobie jakiś ślad. Może to być komentarz, w którym odniesiesz się do tego, co przed chwilą przeczytałaś lub przedstawisz swoje osobiste doświadczenia. Może być udostępnienie na swoim profilu społecznościowym (wystarczy kliknąć SHARE). Zmotywuje mnie to do dalszej pracy i wyzwoli we mnie cudowne endorfinki. A, i koniecznie polub mnie na FB- dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco z nowymi postami. Pozdrawiam.

Kasia

 

Cała Polska czyta dzieciomczytaj dziecku 2o minut dziennie codziennieczytanie dzieciomjak być dobrym rodzicemkocham czytaćksiążkiksiążki dla dzieciMACIERZYŃSTWOnajlepsze książki dla dziecito co w życiu najważniejsze
Share

Książki  / Macierzyństwo  / Moim Zdaniem

You might also like

„Pieśni Zaginionego Kontynentu” Przemysława Hytrosia
5 grudnia 2020
„Pozytywka” Katherine Woodfine – znakomity kryminał dla najmłodszych
14 października 2020
„Przygoda w Greenglass House” – nasze największe czytelnicze odkrycie roku
14 września 2020

7 komentarzy


Magdalena
14 March 2018 at 19:42
Reply

Jeśli rodzic czyta a dziecko to widzi to duże szanse, że samo sięgnie po książkę. Oczywiście to my dorośli powinniśmy wyrabiać w dziecku nawyk czytania, chociażby przez czytanie na dobranoc 🙂



    zpliszkasiwa.pl
    11 April 2018 at 12:00
    Reply

    Dokładnie tak!

Marta
19 March 2018 at 03:32
Reply

Czytanie książek dzieciom, wyrabia w nich nawyk czytania w dorosłym życiu.



Magda
19 March 2018 at 08:25
Reply

Moi rodzice zawsze coś czytali; książki, gazety więc je to przejęłam. I czytam do dzisiaj. Gdybym widziała mamę znudzona czytaniem, to tez bym pewnie nic nie przeczytała.



    zpliszkasiwa.pl
    11 April 2018 at 12:01
    Reply

    Właśnie! Ktoś kiedys powiedział, że przykładem nauczamy najwięcej.

Magda
19 March 2018 at 08:25
Reply

Moi rodzice zawsze coś czytali; książki, gazety więc je to przejęłam. I czytam do dzisiaj. Gdybym widziała mamę znudzona czytaniem, to tez bym pewnie nic nie przeczytała.



crime nerd
26 April 2018 at 19:16
Reply

Ha! Tekst bardzo mądry i prawdziwy – od razu przypomniał mi się mój tata, polonista z prawdziwego zdarzenia, który czytał mi książki chyba jeszcze zanim zaczęłam z nich cokolwiek rozumieć 🙂 A jak już zaczęłam… Aż dziw, że nie został aktorem, chociaż podejrzewam, że to bardzo subiektywne uczucie, zwłaszcza, że dla dziecka już świetną rozrywką samą w sobie jest w ogóle fakt, że dorosły się wygłupia 😀



Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.




© Copyright 2017 Z Pliszką Siwą by Kasia Lipa