Mało które niemieckie miasto jest tak charakterystyczne, jak Kolonia. Gotycka katedra, wizytówka i symbol stolicy landu Nadrenia Północna – Westfalia, pnie się strzeliście w górę na pocztówkach, zdjęciach i innych grafikach, zachęcając do wizyty turystów z całej Europy i świata. To czwarte co do wielkości miasto Niemiec, leżące nad rzeką Ren, ma jednak do zaoferowania znacznie więcej. My zakosztowaliśmy artystycznej strony Kolonii: odwiedziliśmy tamtejsze muzea. Tak, tak, bo w Kolonii odnajdą coś dla siebie nie tylko miłośnicy gotyckich monumentów, ale i pop – artu, i Picassa, i malarstwa niderlandzkiego, i… Sami zobaczcie!
JAK DOSTAĆ SIĘ DO KOLONII?
Od niedawna polscy turyści coraz chętniej podróżują do stolicy Nadrenii samolotami, a to za sprawą tanich jak barszcz połączeń lotniczych. Można więc dolecieć tam bodaj z każdego polskiego lotniska, często w cenie poniżej 100 zł w obie strony. Opcja ta jest doskonała na weekendowy city break.
My wybraliśmy się jednak samochodem. Podczas tygodniowego pobytu zamierzaliśmy dużo jeździć po całym regionie, dlatego nie kalkulowało nam się wypożyczanie auta na mejscu. Trasa jest świetna, w 10 godzin byliśmy w podkolońskim Elsdorfie, gdzie się zatrzymaliśmy.
ILE CZASU PRZEZNACZYĆ NA ZWIEDZANIE KOLONII?
To zależy, czy będziemy zainteresowani bogatą ofertą kolońskich muzeów i wystaw. Jeżeli tak, wówczas powinniśmy zarezerwować minimum dwa dni. Tyle też wynosi ważność kolońskiej Museums Card.
Czym jest kolońska Museums Card?
Jest to rodzaj karty miejskiej upoważniającej do bezpłatnego wstępu do muzeów na terenie miasta, a także do korzystania z transportu miejskiego w pierwszym dniu ważności karty. Museum Card jest ważna w następujących muzeach: Muzeum Ludwig, Wallraf – Richartz Muzeum, Muzeum Sztuki Stosowanej w Kolonii, Muzeum Rzymsko – Germańskie, Muzeum Sztuki Wschodnioazjatyckiej, Muzeum Schnutgen, Rautenstrauch-Joest Muzeum, Muzeum Miasta Kolonia, Centrum Dokumentacji Socjalizmu, pretorium.
Karta Muzealna kosztuje 18 eurasów i jest ważna przez dwa kolejne dni (w tym pierwszego dnia na komunikację miejską). My zakupiliśmy jej odpowiednik rodzinny, czyli MuseumsCard Family i zapłaciliśmy za nią 30 euro. Bilet ten drukowany jest in blanco, lecz w momencie posługiwania się nim zostaje on przypisany do konkretnej osoby oraz terminu. Kartę Muzealną zakupicie przez internet (link do strony) lub bezpośrednio w kasie każdego z wymienionych muzeów.
JAK ZWIEDZAĆ?
My mieliśmy to szczęście, że pierwszego dnia towarzyszyła nam osobista przewodniczka w osobie jeszcze bardziej osobistej siostry, Kingi, mieszkającej pod Kolonią od kilku lat. Dzięki takiemu bonusowi niemal od pierwszej chwili czuliśmy się w Kolonii jak u siebie. Nie błądziliśmy, wiedzieliśmy, gdzie zjeść niedrogo, a dobrze i mnóstwo innych, ważnych lub mniej ważnych kwestii.
Po niegdysiejszej wizycie w Barcelonie autem i spędzeniu w korkach i gąszczu ulic około dwóch godzin staliśmy się niechętni wjeżdżaniu do podobnych wielkich molochów. Od tamtej pory zaryzykowalismy Florencję, która urzekła nas świetną infrastrukturą, ale Kolonii się obawialiśmy. Niepotrzebnie. Pierwszy wjazd do miasta i juz wiedzieliśmy, że jest ok. Trochę tych korków było, nie powiem, ale nasza nawigatorka poprowadziła nas najkrótszą możliwą drogą na parking blisko centrum, na który kolejnego dnia, już bez jej pomocy, trafiliśmy bezbłędnie.
Stamtąd ruszylismy pieszo. Kolonia jest olbrzymia, ale, jak często bywa, najważniejsze atrakcje zlokalizowane są blisko siebie. Choć trzeba przyznać, że samo centrum jest bardzo duże. Na zakupy najlepiej się wybrać na Schildergasse lub Hohestrasse. Znajduja się tam największe centra handlowe. Luksusowych butików nie brak natomiast przy Breitestrasse. Przez tłumy w tych miejscach trudno się przedrzeć. Muszę się przyznać, że w takich tłumach mam powracające lęki o moje dzieci, dlatego łapiemy je wtedy na ręce i szukamy mniej ruchliwych miejsc.
Najlepszym punktem lokalizacyjnym okazuje się oczywiście KÖlner Dom. Wszystkie drogi prowadzą do katedry. Ciężko nie uczynić jej pierwszym punktem na trasie.
KATEDRA W KOLONII (KÖLNER DOM)
Podobnie jak jej niedaleką, akwizgrańską siostrę, wznoszono ją przez wiele tysiącleci. Budowę rozpoczęto w połowie XIII wieku, aby ukończyć ostatecznie dopiero pod koniec wieku XIX. Pomimo tak rozległego czasu trwania prac, monument posiada spójny, gotycki układ. Przetrwał, jak niewiele zabytków w tym mieście, alianckie bombardowania.
Fasada światyni wprawia w zachwyt. Nie może być inaczej: sama świadomość patrzenia na strzeliste, 157 – metrowe cudo, będące jedną z najwyższych budowli chrześcijańskich na świecie, niegdyś najwyższy budynek świata. No i ten gotyk…
Wnętrze świątyni skrywa skarby, ktorych odkrywanie pochłonie nawet godzinę. Pierwszą rzeczą, na jaką warto zwrócić uwagę, jest średniowieczny relikwiarz Trzech Króli, niegdyś okrzyknięty najznakomitszym relikwiarzem ever. Przywieziono go za czasów Karolingów z Mediolanu, dokąd dostał się z kolei z Konstantynopola. Relikwiarz ten miał być powodem budowy katedry, wymusił także jej wielkość (tak znakomite relikwie wymagały godnego miejsca przechowywania…). Dzisiaj autentyczność szczątków jest kwestionowana. Nie ma też pielgrzymek. Jest za to katedra, której sława i piękno nie gasną.
W katedrze kolońskiej znajduje się grób pierwszej królowej Polski – Rychezy niemieckiej, żony Mieszka II. Nie cieszyła się ona popularnością wśród Polaków (otaczała się niemieckimi dworzanami), jej małżeństwo także nie układało się pomyślnie (Mieszko zdradzał ją z inną kobietą). Ostatecznie powróciła do ojczyzny, a jej ciało spoczywa właśnie w katedrze, w kaplicy imienia św. Jana Chrzciciela.
Świątynię zdobią piękne witraże, z których wiele pochodzi z XIII wieku. Część chóralna udekorowana została freskami przedstawiającymi m. in. poczet cesarzy i biskupów Kolonii.
Wstęp do katedry jest darmowy.
MOST HOHENZOLLERNÓW
Most na Renie w Kolonii to bodaj druga, po Katedrze, atrakcja tego miasta. Wzniesiony na początku XX wieku w miejsce wysłużonego poprzednika, miał służyć połączeniu znajdującej się za katedrą stacji kolejowej z drugą częścią miasta, tą leżącą na drugim brzegu rzeki. Zatłoczony i głośny (dziennie przejeżdża przez niego około 1200 pociągów!!!), wart jest jednak kilku kroków spaceru ze względu na piękną panoramę miasta i widok katedry, jaki funduje zwiedzającym.
Reklamuję Wam tu Most Hohenzollernów, a tymczasem sama nie mam najlepszych wspomnień z nim związanych… Widoki rzeczywiście są ciekawe, ale mnie, nieuleczalnie chorej na lęk wysokości (i głębokości :-)), nieszczególnie komfortowo czującej się w tłumie, dodatkowo przeszkadzał jeszcze strach na widok TYSIĘCY pozawieszanych kłódek. Z pewnością wiecie, o co chodzi. Przypięte do balustrad kłódki wiecznej miłości, do których na znak niezniszczalnej siły uczucia kluczyki zatopiono w brunatnych nurtach Renu :-). Słuchajcie, jest ich tyle, że naprawdę strach człowieka bierze, że most za chwilę się zawali. Kinia mówi, że istnieje prawdopodobieństwo wprowadzenia zakazu wieszania owych symboli miłości na Moście, tak jak to uczyniono w Paryżu na Pons des Arts.
Po nasyceniu się widokami warto wybrać się jeszcze na krótki spacer nadreńską promenadą, od której odchodzą uliczki Starego Miasta. Tutaj dotyka nas już bardzo przyjemna atmosfera rodem z nadmorskich miasteczek południowej Europy. Przynajmniej ja tak to odczułam. Zupełnie zapomniałam, ze jestem w niemieckim molochu, widok wody i spokój nastrajał do powolnego napawania się Kolonią.
Wzdłuż promenady oczywiście rozlokowane są restauracje i knajpki. Ceny, o dziwo, nie są aż takie straszne. Idąc dalej można wyhaczyć coraz tańsze, a wciąż smaczne posiłki.
MUSEUM LUDWIG
Nie lada atrakcję dla miłośników sztuki współczesnej (choć nie tylko, bo ja się na przykład do takich nie zaliczam, a jednak bardzo chciałam odwiedzić Ludwiga) stanowić będzie wizyta w Museum Ludwig. Znajduje się tam największa po USA kolekcja pop – artu na świecie, trzecia pod względem wielkości kolekcja Picassa (tak, tak, to tutaj był mój pierwszy raz z Mistrzem Pablem), jedna z najważniejszych kolekcji ekspresjonizmu niemieckiego oraz wybitne dzieła rosyjskiej awangardy. Nie zabrakło też Pollocka, na widok którego moje krytyczne młodsze dziecko parsknęło sarkastycznie śmiechem.
Kamieniem węgielnym Muzeum Ludwig była darowizna J. Haubricha (głównie niemiecki ekspresjonizm i klasyczny modernizm). Trzydzieści lat później, w roku 1976, sensację wywołał spektakularny dar małżeństwa kolekcjonerów, Petera i Irene Ludwigów, dla miasta Kolonii. Składał się on z niebywałej kolekcji pop artu i sztuki nowoczesnej i doprowadził do założenia Muzeum Ludwig (od nazwiska darczyńców).
Muzeum znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie katedry, więc nie ma najmniejszego problemu z odnalezieniem go. Dodatkową atrakcję stanowi widok na świątynię, jaki można podziwiać z tarasu widokowego na ostatnim piętrze budynku.
Ceny wstępu do tego przybytku sztuki:
dorośli 12 euro
rodziny 24 euro
dzieci i młodzież – wstęp wolny do kolekcji stałej
Z MuseumCard wchodzisz za free.
Duże wrażenie zrobiły na mnie lekcje muzealne przeprowadzane w muzeum. Grupa szkolna w wieku około 12 lat rozsiadła się na pufach i kanapach i słuchała kustoszki, która z zapałem nawijała o kubiźmie i innych abstrakcyjnych wymysłach, które dla przeciętnego ucznia korzystającego z podręcznika są zwyczajnie nie do pojęcia, a w najlepszym wypadku trącą nudą. Mając natomiast, tak jak ci niemieccy gimnazjaliści, przed sobą wyrąbanego na całą ścianę Picassa, trudno nie wstrzymać oddechu i nie „poczuć” kubizmu.
MUZEUM WALLRAF – RICHARTZ
Pełna nazwa tego jednego z największych muzeów w Niemczech to Wallraf-Richartz-Museum & Fondation Corboud. Kolekcja wystawowa rozlokowana jest chronologicznie na trzech piętrach. Zgromadzona na parterze kolekcja malarstwa średniowiecznego stanowi jedną z najważniejszych na świecie. Do najsłynniejszych eksponatów należą: „Ołtarz Krzyża” Mistrza Bartłomieja, „Perkusista” Albrechta Dürera czy „Matka Boża w różanej altanie” Stefana Lochnera, znany również jako „Kolońska Mona Lisa„.
Wallraf to muzeum założone dzieki fundacji Ferdynanda Franza Wallrafa, którego śmierć w 1824 roku wzbogaciła miasto Koln w przeolbrzymią kolekcję sztuki. Trzydzieści lat później kupiec Johann Heinrich Richartz przeznaczył sporą sumę na budowę budynku muzeum. Muzeum zostaje otwarte. Ale to nie koniec historii Wallraf. W 2001 roku, w tym samym, w którym oddano do użytku nowy budynek, szwajcarski przedsiębiorca, Gérard J. Corboud (* 1925) i jego żona, Marisol Corboud, urodzeni w Kolonii, przekazują swoją obszerną kolekcję obrazów impresjonistycznych i postimpresjonistycznych do Muzeum Wallraf-Richartz jako „wieczną pożyczkę” ”. Z wdzięczności i na cześć założycieli muzeum zostało nazwane Wallraf-Richartz-Museum & Fondation Corboud.
Projektanci zadbali o wyjątkowy wystój pomieszczeń, przez co podziwianie średniowiecznych obrazów jest jeszcze bardziej przyjemne. Ideą miało być zbudowanie mostu pomiędzy „wiekami ciemnymi” a teraźniejszością. Muszę przyznać, że tak znakomita kolekcja zgromadzona w tak ciepłych, absolutnie pięknych salach daje niesamowitą satysfakcję.
Bardzo ważna rzecz: nie bójmy się zabrać naszych dzieci do muzeum. Szerzej na ten temat pisałam TU. Przekonajcie się, kto jeszcze nie wie, jakim fajnym, wcale nie nudnym czasem może być czas spędzony z dziećmi w muzeum. Szczególnie dział średniowieczny przypadnie najmłodszym do gustu. Dlaczego? Bo jest tam bardzo kolorowo; nie ma gołych bab, więc nie będzie kłopotliwych pytań; jest niebo, piekło i są diabły – a to akurat moje dzieci uwielbiają (ciekawe dlaczego…).
Drugie piętro zarezerwowane jest dla baroku. Zatrzymamy się przy dziełach takich sław, jak Rubens, który swoje dzieciństwo spędził właśnie w Kolonii, Rembrandt, Murillo, Boucher…
Najwyżej w Wallraf umieszczono największą kolekcję impresjonistów i postimpresjonistów w Niemczech. Monet, Manet, Renoir, Pissarro, Sisley, Morisot, Signac, Seurat… To mój ulubiony zbiór.
Ceny wstępu do Muzeum Wallraf:
dorośli – 13 euro (w grupie 10 euro)
uczniowie – 2 euro
rodziny – 26 euro
No, chyba że masz Kartę Muzealną, która na tym etapie już Ci się zwraca…
MUZEUM ROMAŃSKO – GERMAŃSKIE
Römisch-Germanisches-Museum znajduje się przed katedrą w Kolonii. Ciężki, a’la popeerelowski kloc szpeci plac katedralny, ale kryje wiele zabytków rzymskich, których kulminację stanowi piękna mozaika podłogowa ze scenami z życia Dionizosa. Oprócz tego w skład zbiorów wchodzą eksponaty archeologiczne od czasów prehistorycznych do średniowiecza z miasta i jego okolic, a także największa na świecie kolekcja rzymskiego szkła.
Ceny wstępu są bardzo zróżnicowane w zależności od rodzaju wystawy, liczebności grupy oraz miejsca zamieszkania ( dzieci zameldowane na terenie miasta Kolonia wchodzą bezpłatnie), dlatego o dokładne wycenę warto zapytać na miejscu. Oczywiście poza tymi rozważaniami są posiadacze Karty Muzealnej.
MUZEUM CZEKOLADY
Muzeum Czekolady w Kolonii, czyli coś dla najmłodszych… Coś, na co nam, okropnym, samolubnym rodzicom, nie starczyło juz czasu i pieniędzy…
Zrekompensowaliśmy to naszej dziatwie belgijskimi czekoladkami…
Ale do rzeczy. Wstęp do tego przybytku rozkoszy to koszt rzędu 8,5 euro za dorosłego osobnika. Dzieciarnia wbija o połowę taniej. Niestety Karta nie upoważnia do darmowego wstępu do Chocolade Museum, nie należy ono bowiem do instytucji miejskich. Jest prywatne, działa pod szyldem Lindta.
Ponoć fajnie tam zajrzeć. Znajdzie się coś zarówno o historii produkcji czekolady, jak i praktyczny pokaz oraz – oczywiście – degustacja. Moja siostra Kinia była, stąd wiemy.
CZY WARTO JECHAĆ DO KOLONII?
Zdecydowanie tak!
Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie. No może za wyjątkiem amatorów błogiego lenistwa. Zakupowicze zrobią mega zakupy, nierzadko w cenach lepszych niż w Polsce. Miłośnicy kultury zedrą buty na chodzeniu po muzeach. Fani fotografii zrobią piękne zdjęcia. O klubach i dyskotekach nie wspomnę… Podobno jakieś są… 😉
Kolonia to świetna opcja na weekendowy city break, ale i znakomita baza wypadowa podczas dłuższego zwiedzania pogranicza Niemiec, Belgii i Holandii. Wokoło mamy takie perełki, jak Akwizgran, Park Narodowy Eifel z wieloma zamkami i zameczkami, Bonn, Koblencję, zamek Drachenburg, parę chwil dalej Holandię z Maastricht czy Belgię z Brukselą i piękną Brugią, Gandawą oraz Antwerpią. Śmiało, łapcie okazje.
Włożyłam w ten tekst wiele czasu i pracy, więc będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz tutaj po sobie jakiś ślad. Może to być komentarz, w którym odniesiesz się do tego, co przed chwilą przeczytałaś lub przedstawisz swoje osobiste doświadczenia. Może być udostępnienie na swoim profilu społecznościowym (wystarczy kliknąć SHARE). Zmotywuje mnie to do dalszej pracy i wyzwoli we mnie cudowne endorfinki. A, i koniecznie polub mnie na FB- dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco z nowymi postami. Pozdrawiam.
Kasia
Leave A Reply