Powiem wprost: ta książka jest genialna! Absolutnie genialna!
W tak niewielu stronach zawiera tak bardzo wiele.
Czy zwykły czas poświęcony dziecku może byc ważniejszy od lekcji astronomii? I czy wielkie rzeczy rzeczywiście mieszczą się w małych? Dzięki Ulfowi Starkowi sami bezbłędnie odpowiadamy sobie na te pytania.
W „Jak tata pokazał mi wszechświat” urzekł mnie sposób, w jaki autor przekazuje swoje przesłanie: tak zgrabnie i uroczo nie dopowiada, tak swobodnie pozostawia czytelnikowi przyjemność samodzielnego wyciągania złota z tekstu bajki. Mechanizm ten wyraża ogromny szacunek do czytelnika: pozostawienie małego człowieka, odbiorcy książki, sam na sam (plus rodzic, który oczywiście pomaga) z pełną treści opowieścią, to w książkach dla dzieci rzadko spotykane podejście. Uwolnienie od moralizowania i narzuconanych, wprost wypowiadanych wniosków, a przekazanie trudu (i przyjemności) interpretacji w ręce najmłodszych to oddanie hołdu dziecięcej wrażliwości, empatii, inteligencji. Nawet ja, całkiem duże już dziecko, miałam niemożliwą radochę i satysfakcję z odnajdywania sensu książki. Sensów jest kilka, ale układają się w jedną cudowną prawdę o tym, co w życiu najważniejsze .
Potraktowanie dziecka jako inteligentnego czytelnika jest tym, to najbardziej ujęło mnie w utworze Ulfa Starka. Umożliwienie mu samodzielnego wydobywania sensu świadczy o wysokiej kulturze autora i świetnie reklamuje, nadal jeszcze tak bardzo różną od naszej, mentalność Szwedów jeśli chodzi o stosunek do najmłodszych. Kiedy mały człowiek jest traktowany poważnie, z szacunkiem, kiedy spodziewa się po nim najlepszego, a nie najgorszego, kiedy wierzy się w jego inteligencję i wrażliwość, a nie woła: „Uważaj, bo się przewrócisz!”, wtedy z całą pewnością wyrośnie z niego mądry, świadomy swojej wartości, pozbawiony lęków, ale i pełen empatii dorosły. Dzieci robią to, czego sie po nich spodziewamy.
Drugą rzeczą jest sama treść bajki. Cudownie nieskomplikowana. Okazuje się, że prostymi słowami można opowiedzieć najwięcej i najlepiej. Co my tu mamy? Ot, zwykła historia spaceru syna z tatą. Zwykła? Absolutnie nie! Od samego początku towarzyszy nam namacalna aura niezwykłości, mistycyzmu. Podnosi ona rzeczy pozornie banalne i błahe do rangi spraw zasadniczych. A ile tam humoru i puszczania oka do czytelnika! Starania taty, aby nauczyć dziecko czegoś o świecie (i wszechświecie) w rozbrajający sposób spełzają na niczym. Ale czy na pewno? Pozorna naiwność malca też chyba naiwnością nie jest… Zetknięcie dwóch światów: wielkiego (a przecież, jak się okazuje, małego) – dorosłych i małego (a jakże wielkiego) – dzieci. Zetknięcie dwóch odmiennych punktów widzenia: tego z wysoka, co wcale za wysoko nie sięga i tego z niska, co widzi więcej i wyżej. A może ta książka jest dla nas, dorosłych? Dzieci przecież tak dobrze wiedzą, co w życiu i w świecie jest najważniejsze! My, rodzice, nie zawsze.
PS. A całości dopełniają piękne ilustracje Evy Eriksson.
Włożyłam w ten tekst wiele czasu i pracy, więc będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz tutaj po sobie jakiś ślad. Może to być komentarz, w którym odniesiesz się do tego, co przed chwilą przeczytałaś lub przedstawisz swoje osobiste doświadczenia. Może być udostępnienie na swoim profilu społecznościowym (wystarczy kliknąć SHARE). Zmotywuje mnie to do dalszej pracy i wyzwoli we mnie cudowne endorfinki. A, i koniecznie polub mnie na FB- dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco z nowymi postami. Pozdrawiam.
Kasia
Comment
Piękne ❤