Klasykę się czyta. Również klasykę dla dzieci. Klasykę, czyli coś, co kiedyś zdobyło swoja pozycję jako reprezentatywne i ważne w danym gatunku, a więc czego się już nie kwestionuje i nie wartościuje.
Bardzo to krzywdzące dla klasyki. Chyba że zechcemy odkryć ją na nowo.
Lubię analizować i odkrywać coś, co pozornie nie jest już do odkrycia. Chcę sie z Wami podzielić czymś, co wypłynęło podczas mojego niedawnego czytania dzieciom „Kubusia Puchatka”. Pewną ważną rzeczą, która mnie olśniła i urzekła w tej książce, poznanej na nowo po tylu latach i na nowo zrozumianej dopiero teraz, na chwilę przed trzydziestką.
Zacznę od tego, że „Kubuś Puchatek” niejednokrotnie mnie dziwił i frustrował. Głupiutki obżartuch otoczony bandą beznadziejnych przyjaciół, z których co jeden, to lepszy. Królik – egoistyczny neurotyk – wegetarianin z zaburzeniami lękowymi i manią prześladowczą na punkcie swojego ogródka. Sowa – obrzydliwie zarozumiała mądrala w okularach, niedowartościowana snobka. Kłapouchy – zakompleksiony flegmatyk z zaawansowaną depresją. Prosiaczek – emocjonalnie rozchwiany mały jegomość z zespołem lęku uogólnionego. I wreszcie Tygrysek – adehadowiec i bezrefleksyjny hulaka.
Cała ekipa nieustannie popada w dziwne kłopoty i niestrudzenie próbuje dojść z sobą do ładu. Każdy z nich gubi się w swoich wadach, popełnia kolejne głupstwa i głupstewka, aby ostatecznie zawsze jednak po prostu ze sobą być. Nie pada tam nigdy ani jedna refleksja na temat poprawy czy jakiejkolwiek zmiany swoich zachowań, swojego myślenia. Deficyt samokrytyki uroczych zwierzątek teoretycznie istotnie może przyprawiać o irytację.
Jednak kubusiowopuchatkowe perypetie okraszone są tak obfitą dozą uroku i ciepła, że nie sposób brać na serio całego niechlujstwa przyjaźni stumilowoleśnych zwierzątek. Dzięki temu bezpretensjonalnemu czarowi wciąż i wciąż jestem spragniona tej historii. Czytam ją dzieciom … i odkrywam coś, co wywraca do góry nogami moją dotychczasową opinię o książce A. A. Milne’a.
„Kubuś Puchatek” wcale nie jest naiwną historią o niedopasowanych przyjaciołach. Przyjaźń Misia, Prosiaczka, Tygryska i reszty może stanowić wzór dla niejednego dorosłego. Dojrzałość uczucia tej gromadki, tak cudnie skryta pod pozorem infantylności zachowań i różnic dzielących zwierzątka, wprawia mnie w zachwyt. Milne nic a nic nie moralizuje, a tylko delikatnie sugeruje, jak powinniśmy się przyjaźnić: akceptując siebie nawzajem w stu procentach. Takiej definicji przyjaźni potrzebuje nasz świat.
Świat, który rozlicza z najmniejszego błędu, wytyka najmniejsze potknięcie.
Świat, który aż czeka na Twoje faux pas, aby móc Cię shejtować.
Świat, który odmienność wita okrucieństwem i który linczuje za niedoskonałość. Świat, który atakuje za różnice, choć wcale nie przyklaskuje identyczności.
Świat, który wychowuje nam okrutne dzieci, drwiące z wad i słabości. „Kubuś Puchatek” wad nie ocenia, nie rozsądza,nie krytykuje. On nawet ich nie obnaża.
Słabości, co się odkrywczo u Milne’a okazuje, każdy jakieś ma. Nie każdy za to ma przyjaciela. Takiego, co to nie ocenia. Takiego, co akceptuje. Takiego, który – chociaż może nie rozumie – to zna i nie rozlicza. Bo to my wybieramy, czym są dla nas inni i czym my sami jesteśmy:
naszymi słabościami czy tym, co w nas wielkie.
Zdjęcie: żródło.
Włożyłam w ten tekst wiele czasu i pracy, więc będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz tutaj po sobie jakiś ślad. Może to być komentarz, w którym odniesiesz się do tego, co przed chwilą przeczytałaś lub przedstawisz swoje osobiste doświadczenia. Może być udostępnienie na swoim profilu społecznościowym (wystarczy kliknąć SHARE). Zmotywuje mnie to do dalszej pracy i wyzwoli we mnie cudowne endorfinki. A, i koniecznie polub mnie na FB- dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco z nowymi postami. Pozdrawiam.
Kasia
14 komentarzy
Kubuś Puchatek to bajka nieśmiertelna. Piękno tkwi w prostocie.
Piękny wpis i totalnie zgadzam się z meritum – takiej definicji przyjaźni potrzebuje nasz świat !
Dziękuję. O taki świat musimy się starać.
Ja sama uwielbiam Kubusia Puchatka i chętnie czytam go mojej córci 🙂 Wolę jej poczytać lub puścić taką bajkę do oglądania niż te wszystkie inne głupie bajki których tytułów nie będę wpisywać, które niczego nie uczą i pokazywana jest w nich agresja.
Zgadzam się. Wiele spośród dzisiejszych propozycji dla najmłodszych przyprawia o dreszcze.
Kubusia Puchatka kocham od dawna i sama nie wiem za co. I najbardziej kocham Kłapouchego, bo jest taki smutny, że aż serce mi się kraje i chciałabym go tulić.
Co do przyjaźni tych stworzonek, od zawsze była dla mnie czymś niezwykłym, ponieważ pokazywała, że nieważne jacy jesteśmy, jakie wady mamy, zawsze znajdzie się ktoś, kto jest blisko, komu możemy zaufać. I właśnie dlatego to jedna z niewielu lektur i książek kanonicznych, do której wracam.
Ja często wracam do książek czytanych w dzieciństwie, aby spojrzec na nie z inn j perspektywy.
Ja także teraz wracam, ale nie z wyboru, tylko z faktu, iż czytam je dzieciom. I całe szczęście – bo mam szansę odkryć je na nowo.
A mnie się to zdarza zupełnie przez przypadek.
Ja do dzisiaj kocham Kubusia Puchatka i za każdym razem kiedy czytam go córce odkrywam w tej książce coś innego.
I to jest fantastyczne, prawda?
Przeczytałam ten wpis z wielką ciekawością ponieważ zawsze uwielbiałam tą bajkę i do dziś puszczam ją moim siostrzenicą i braciom. I zgodzę co Pani napisała i świetnie opisała Pani każdą postać. Niestety w tym świecie nie ma takiej akceptacji wad jak w tej bajce. Pozdrawiam 🙂
Cudownie! Ważne, aby każdy z nas wiedział, że to my tworzymy ten świat. Każdy po trochu.
No właśnie, czytając Twój wpis, nie mogę się nie odnieść, ponieważ sama właśnie nidawno dzieciom czytałam Kubusia Puchatka i też coś odkryłam. Piękna sprawa – czytanie książek na nowo z dzieciakami. Dlatego, zamiast się rozpisywać i powielać zapraszam serdecznie do siebie 🙂
https://bobreczki.wordpress.com/2017/11/03/czy-tarka-moze-byc-scierka/
Lubiłam całą bandę Kubusia ?tylko Krzyś był jakiś dziwny. Dzięki za przypomnienie, całkiem zapomniałam o tygrysku teraz wiem co nowego poczytam córce.