• Strona Główna
  • O mnie
  • Podróże
    • CHORWACJA
    • Grecja
    • Holandia
    • Niemcy
    • Polska
    • Włochy
    • Wyspy Kanaryjskie
  • Książki
  • Macierzyństwo
  • Związek
  • Uroda
  • Bieganie
  • Moim Zdaniem
  • Strona Główna
  • O mnie
  • Podróże
    • CHORWACJA
    • Grecja
    • Holandia
    • Niemcy
    • Polska
    • Włochy
    • Wyspy Kanaryjskie
  • Książki
  • Macierzyństwo
  • Związek
  • Uroda
  • Bieganie
  • Moim Zdaniem
Dinant – belgijskie impresje
12 maja 2019

O Dinant mało kto słyszał, za to wielu je widziało, choć – całkiem prawdopodobnie – wcale o tym nie wiedząc. Pocztówkowy widok przytulonych do skał kolorowych domków oraz gotyckiego kościoła z cebulastą kopułą odbijających się w tafli rzeki znamy z folderów turystycznych i kartek pocztowych. Nic dziwego- malowniczość i oryginalność pejzażu zjednuje nawet tych dość obojętych na cuda architektoniczno – przyrodnicze. Dla nich z resztą, tak na wszelki wypadek, jest w Dinant też piwo!

Gdzie szukać?

Dinant leży w południowej Belgii, już nie we Flandrii, gdzie znajduje się większość turystycznych hitów tego kraju, ale we francuskojęzycznej Walonii, w regionie Namur, nad rzeką Mozą. Pamiętajcie, że na południu znacznie ciężej przyjdzie nam się dogadać w języku innym, niż francuski. Górnolotne a little namurskiego kelnera dotyczące jego znajomości angielskiego okazało się baaaardzo naciągane.

Jeśli za bazę wypadową lub punkt orientacyjny macie Brukselę, dzieli Was od Dinant plus-minus 100 km. Jeżeli macie to szczęście i zwiedzacie Belgię w kwietniu, polecam po drodze zahaczyć o Hallerbos – niesamowity las, który raz na rok, w kwietniu , na dwa – trzy tygodnie zamienia się w królestwo obłędnie pachnących niebieskich kwiatów.

    Czego szukać?

    W Dinant może niekoniecznie spokoju, bo za cel słusznie wybierają je sobie zarówno turyści, jak i sami Belgowie. Ale na pewno widoków. Po to przede wszystkim warto odwiedzić miasteczko – i aby wypić doskonałe piwko nad brzegiem Mozy.

    Kiedy już nasycimy się pejzażem, spijemy z rozkoszą ostatnią kroplę krieka i nasłuchamy melodyjnego le francais, który w walońskiej odmianie brzmi chyba jeszcze bardziej miękko, wtedy niespiesznie ruszamy w stronę Notre Dame.

    Kościół Najświętszej Marii Panny, bo o nim mowa, wywodzi się z XII wieku. Swój żywot rozpoczął jako budowla romańska, Później, w wyniku zniszczeń, dobudowano lub też odbudowano go w stylu gotyckim. Wewnątrz zachwycają wspaniałe witraże.

    Zaraz za kościołem znajduje się wybudowana w XI, a przebudowana w XV wieku Cytadela. Za wstęp trzeba zapłacić, i to dość słono (10 euro dorośli, 7 euro dzieci powyżej 6 lat). W cenie zawiera sie wjazd kolejką oraz zwiedzanie wszystkich wystaw. Bardziej aktywni mogą pokusić się o wdrapanie się na górę po kilkuset schodach – i tę właśnie opcję byśmy wybrali, gdyby nie nasze dzieci – nie tyle leniuchowate, co zwyczajnie ciekawe podróży kolejką.

    Poza widokami nie odkryłam niczego fascynującego. Panorama miasteczka rzeczywiście bardzo przyjemna, co niewątpliwie w dużej mierze było też zasługą pogody (bezchmurne niebo, 23 stopnie Celcjusza w kwietniu!). Wewnątrz Cytadeli znajduje się kilka wystaw. Jedna z nich poświęcona jest wydarzeniom, jakie rozegrały się tam w czasie I wojny światowej: tragicznym walkom Francuzów z Niemcami, zdobyciem warowni przez tych ostatnich i wymordowaniem około 700 mieszkańców miasteczka. W czasie zwiedzania nie pomińcie ekspozycji okopów – choć udawane, dają pewne wyobrażenie o konstrukcji wałów i sytuacji żołnierzy I wojny. Dodatkowo efekt polepszają słabe światła, dające poczucie zagrożenia.

    Po zwiedzaniu krótki odpoczynek dla dzieci. Ale krótki. Nie ma łatwo!

    Zjeżdżamy z powrotem ponadpięćdziesięcioletnią kolejką. Słońce, choć nie zamierza jeszcze zachodzić, jest już wyraźnie zmęczone całodniowym rozkochiwaniem w sobie ludzi. Zaczynamy myśleć o powrocie.

    Cofamy się znów na drugi brzeg Mozy, aby raz jeszcze sfotografować pamięcią pejzaż Dinan. Na moście, choć nie tylko tam, mijamy kilka pomników… saksofonów. Skąd saksofony? Ano stąd, że to tutaj urodził się i mieszkał Adolf Sax, wynalazca saksofonu. Nam nie wystarcza już czasu na Muzeum Adolfa Saxa, jakoś to przeżyjemy.

    Dinant słynie jako siedziba słynnego klasztornego browaru Leffe, do dziś pozostającego jednym z najsłynniejszych belgijskich piw. Jeśli już jesteśmy przy belgijskich piwach, pozwolę sobie zauważyć, że być w Belgii i nie spróbować gofrów czy frytek – to grzech. Być w Belgii i nie spróbować czekolady – to wielki grzech. Ale być w Belgii i nie spróbować piwa – to grzech główny.

    Włożyłam w ten tekst wiele czasu i pracy, więc będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz tutaj po sobie jakiś ślad. Może to być komentarz, w którym odniesiesz się do tego, co przed chwilą przeczytałaś lub przedstawisz swoje osobiste doświadczenia. Może być udostępnienie na swoim profilu społecznościowym (wystarczy kliknąć SHARE). Zmotywuje mnie to do dalszej pracy i wyzwoli we mnie cudowne endorfinki. A, i koniecznie polub mnie na FB – dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco z nowymi postami. Ściskam.

    Kasia

    AdolfSaxBelgiacytadelaDinantPodróżePodróże z dzieckiem
    Share

    Belgia  / Bez kategorii  / Podróże

    You might also like

    „Polska naj… Księga miejsc wyjątkowych”
    26 września 2020
    Bruksela- największe w Europie muzeum dinozaurów
    9 kwietnia 2019
    Park Narodowy Eifel i Monschau
    5 kwietnia 2019

    5 komentarzy


    Marcin BWZ
    12 May 2019 at 08:12
    Reply

    Hej Kasia, mam zamiar odwiedzić to miejsce, chociaż Twój wpis nie do końca mnie przekonuje. Jakoś mało tutaj tekstu, naprawdę nie było nic więcej ciekawego?



      Z Pliszką Siwą
      21 May 2019 at 16:30
      Reply

      Wszystko dlatego, że starsze dziecko pochorowało nam się zaraz po wjeździe na cytadelę… Dlatego reszta ” wszystkiego” zrobiona po macoszemu. Mogłabym opisać jeszcze kilka miejsc polecanych przez przewodniki, ale to nie byłoby fair, gdyż nas tam nie było. Generalnie jednak Dinant należy chyba do tych miejsc, gdzie można po prostu siąść i chłonąć widoki i atmosferę. Polecam!

      Z Pliszką Siwą
      21 May 2019 at 20:05
      Reply

      Ponadto odsyłam Cię, Marcinie, do tytułu wpisu 😉Impresje… ☺️☺️☺️
      Nie tworzę przewodników. Moje teksty o podróżach są głównie do poczytania. Nie znajdziesz tu pakietu all inclusive. Podróże z dziećmi mają to do siebie, że może widzi się mniej (choć myślę, że my i tak dajemy radę zawsze uszczknąć jeszcze „więcej”), za to bardziej. Wersja slow nam pasuje – a przynajmniej na razie nie mamy innej opcji. Pozdrawiam 😊

    zosia
    27 June 2019 at 14:43
    Reply

    Teraz to na pewno muszę się tam wybrać 🙂



    maria
    26 August 2019 at 16:28
    Reply

    To kolejne państwo, które zamierzam odwiedzić 🙂



    Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

    Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

    This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.




    © Copyright 2017 Z Pliszką Siwą by Kasia Lipa